TRANS-SIBERIAN ORCHESTRA „Christmas eve and other stories” (1996 Atlantic Records)
Świąteczny klimat udziela się powoli każdemu, także piszącemu te słowa. Skoro zaś o świętach Bożego Narodzenia mowa, to dla mnie, osobnika nie wyobrażającego sobie nawet w tym okresie nie uraczenia się czymś na ”rockową nutę”, wybór odpowiedniego albumu doskonale wpisującego się zarówno w świąteczną stylistykę, jak i w plastyczne ramy naszego cyklu wydawał się oczywisty. Od dobrych kilkunastu już lat w okresie bożonarodzeniowym oddaję się (bezwarunkowo, ale świadomie i dobrowolnie!) we władanie dwóch wspaniałych świątecznych albumów pewnego projektu muzycznego o tajemniczo ale zarazem arcyciekawie brzmiącej nazwie TRANS – SIBERIAN ORCHESTRA; projektu nietuzinkowego, nie mającego precedensu w dotychczasowej historii muzyki rozrywkowej (no, chyba że umknęło mi coś o większej aniżeli TSO sile rażenia). Należy go zatem bardziej rozpatrywać w kategorii ewenementu na skalę światową!
Za powołaniem do życia tego nietuzinkowego tworu stoją ludzie związani od wielu lat z grupą SAVATAGE; John Oliva, Paul O’Neill i Robert Kinkel. Co prawda znaczna część dyskografii wspomnianego zespołu ma charakter, bądź też nosi znamiona wielkich rock oper, ale Paul O’Neill (twórca lub współtwórca znacznej ich części), który jest znakomitym kompozytorem, chciał w swoich muzycznych poszukiwaniach pójść jeszcze dalej, gdyż jego twórcze ambicje wykraczały znacząco poza wszelkie bariery gatunkowe. To on właśnie zaraził ideą powołania tego projektu Johna Olivę i Roberta Kinkela. To wielki, by nie rzec ogromny projekt kumulujący w sobie elementy hard rocka, heavy metalu, muzyki poważnej, operowej, filmowej, musicalowej, teatralnej, bluesowej,… Na realizację takiego przedsięwzięcia, poza pełnych pomysłów otwartych umysłów, potrzebne były zwłaszcza ogromne nakłady finansowe. Te zagwarantowała – nie bez wahania i obaw – wytwórnia Atlantic Recordings. Dla uzmysłowienia sobie skali i ogromu przedsięwzięcia rzucę tylko dwoma przykładami: Jeden dzień pracy w studiu nagraniowym z 60 – cio osobową orkiestrą symfoniczną kosztował zespół 60 tys.$, zaś budżet na nagranie całości przekroczył, bagatela…milion $! To ogromne kwoty, ale jeśli wziąć pod uwagę fakt, iż w Stanach Zjednoczonych tradycja obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia jest wyjątkowo mocno zakorzeniona (tam wszyscy, bez względu na to czy są wierzący czy też nie – obchodzą święta, śpiewają kolędy) ”ten produkt”, poparty na dodatek intensywną kampanią reklamowo – promocyjną ze strony wytwórni po prostu musiał „zaskoczyć”. I zaskoczył, zwracając z nawiązką wyłożone na „jego rozruch” ogromne pieniądze, zaś entuzjazm z jakim przyjęła go amerykańska publiczność przerosła chyba oczekiwania samych jego twórców!
W Stanach Zjednoczonych każdego roku w okresie przedświątecznym wydawanych jest setki albumów ze świąteczną zawartością; to dla niezliczonej rzeszy wykonawców, zarówno tych bardziej, jak i tych mniej znanych, łatwy sposób na zarobienie niewielkim kosztem dodatkowych kilku dolarów. Z TSO sprawa miała się zgoła odmiennie. Ten spektakularny sukces zawdzięczali tylko i wyłącznie faktowi, iż ze swoją twórczością tak bardzo wyróżniali się na tle całej tej gromady „świątecznych śpiewaków”, oraz że zrobili coś tak wyjątkowego i niepowtarzalnego na tym polu, że tylko chyba tylko ludzie którym słoń nadepnął na ucho, mogli tego nie dostrzec. Słuchacze stanęli jednak na wysokości zadania i docenili ogrom pracy i pomysłów włożony w powstanie „Christmas Eve And Other Stories”. Amerykanie cieszyli się już tym wydawnictwem na Święta Bożego Narodzenia 1996 roku, na Starym Kontynencie oficjalnie album pojawił się w sprzedaży dopiero pod koniec … 2001 roku!
Najkrócej i najbardziej obrazowo rzecz ujmując pod względem muzycznym pierwsza płyta TRANS – SIBERIAN ORCHESTRA, to połączenie symfonicznego metalu z rozlicznymi nawiązaniami do tematów klasycznych, ale także z zaskakującymi, niestandardowymi opracowaniami znanych kolęd. Sporo na niej klimatów niemal musicalowych i specyficznego patosu, podkreślającego doniosłość prezentowanych treści. Do współpracy zaproszono muzyków klasycznych, artystów występujących na Broadwayu (Jody Ashworth), swoją obecność zaznaczyła także występująca w popularnym nie tylko w Stanach Zjednoczonych musicalu „Koty”, Paulina Danielo, bluesowy wokalista Dal Peterson i wielu innych, ale jednak nie znanych szerszej publiczności artystów. Do tego dorzućmy solidny, podmetalizowany fundament złożony z całego ówczesnego składu grupy SAVATAGE. Wszystkie te na pierwszy rzut oka (ucha?) odległe muzyczne światy, połączone w jeden organizm, dały niesamowity efekt – wyczuwalna jest w nim jakaś niemierzalna, dostępna nielicznym iskra boża. TSO to jednocześnie orkiestra i zespół rockowy, i to słychać! Najlepiej efekt tej symbiozy słyszalny jest w zamieszczonych na tym albumie aż sześciu rewelacyjnych utworach instrumentalnych. To na ich przykładzie w pełnej krasie dostrzec można możliwości, jakie daje współpraca pełnego werwy rockowego ognistego wymiatania ze wspaniałe zestrojoną, pełną wykonawczego kunsztu i wyrafinowanej finezji orkiestrą symfoniczną. Na tym polu prym wiodą „A Mad Russsian’s Christmas”, a zwłaszcza powalający i znany już fanom SAVATAGE z wydanego w 1995 roku albumu „Dead Winter Dead” utwór „Christmas Eve / Sarajevo 12/24”. Bajka! To utwory o takiej sile rażenia, iż nie sposób się im będzie oprzeć … komukolwiek! Wciągają i już na zawsze uzależniają! Ale takie uzależnienie jest w 100% bezpieczne, zatem nie bójmy się mu poddać! Zwolenników koronkowo tkanych, wielopłaszczyznowych utworów z fantastycznie nakładającymi się na siebie wielościeżkowymi wokalami, tak charakterystycznymi dla późnego wcielenia SAVATAGE, stymulować będą zapewne utwory takie, jak „A Star to Follow” czy „This Christmas Day”. A to tylko fragmencik monumentu o nazwie „Christmas Eve And Other Stories”.
Za kanwę opowieści snutej przez zespół na tym – jakże by inaczej – koncept albumie posłużyła stworzona przez Paula O’Neilla opowieść o samotności starego, zmęczonego życiem barmana. Człowiek ów pracował w swoim barze dłużej, niż był w stanie sięgnąć pamięcią. Nie wierzył w nic! Jedyną rzeczą jaka miała w jego marnym życiu znaczenie, był jego bar oraz zyski jakie generował. Nigdy się nie ożenił, nigdy nie skorzystał z wakacyjnego urlopu. Był bardzo rzeczowy i chłodny w relacjach z innymi i od dawna nie utrzymywał znajomości z nikim, poza stałymi klientami swego baru. Nigdy nie wypuszczał się poza kontuar za którym pracował, to była jego enklawa. I w ten właśnie gwarny świat stałych bywalców baru, zupełnie przez nich nie zauważony, wchodzi prosto z ulicy wysłany przez Stwórcę na ziemię anioł po postacią dziecka. Stary człowiek nie jest w stanie przypomnieć sobie kiedy i w jakich okolicznościach widział w swoim przybytku dziecko, ale zanim zdążył mu zadać pytanie, skąd się tutaj wzięło, dziecko informuje go, iż za oknem po drugiej stronie ulicy stoi zmarznięta dziewczynka, która nie potrafi znaleźć drogi powrotnej do swojego domu. W starym człowieku odżywa ludzki odruch wrażliwości na los dziecka, a to zajście prowokuje do wyjścia pierwszy raz od niepamiętnych czasów poza kontuar baru i ruszenia w stronę dziewczynki. Wyciąga z szuflady pieniądze, wzywa taksówkę i odprawia dziewczynkę na lotnisko J.F.Kennedy’ego skąd rozpocznie ostatni etap swojej rogi powrotnej do rodzinnego domu, tak aby wieczorem zdążyła zasiąść do wigilijnej wieczerzy z najbliższymi. Po odjeździe taksówki wraca do baru i – ku zdumieniu wszystkich obserwatorów całego zajścia – do końca wieczoru serwuje darmowe drinki wszystkim gościom baru. Całe zajście zgodnie z tytułem dzieje się w wigilię Bożego Narodzenia, bo chyba tylko w jedynym takim dniu w roku podobne historie mogą się wydarzyć? Ja ze swej strony bardziej niż do serwowania sobie w tym świątecznym okresie drinków zachęcam do obfitego i bez ograniczeń (ilościowych czy też czasowych) raczenia się muzyką płynącą z opisywanego albumu.
Owszem, cała warstwa liryczna kojarzyć może się nam ze znanymi już chyba wszystkim, jeszcze z czasów dzieciństwa opowiadaniami z „Dziewczynką z zapałkami” czy tez dickensowską „ Wigilijną opowieścią” na czele, ale przecież o to chyba chodziło samym jej twórcom, by była to historia prosta, zwięzła w formie i treści, bez nadętej fabuły i niezliczonej ilości wątków i bohaterów. Oryginalny jest sposób prowadzenia narracji, gdyż cała historia snuta jest w ciekawy i bardzo wciągający sposób – została bowiem przekazana z perspektywy anioła zesłanego w Święta Bożego Narodzenia na Ziemię. Zapewne też założeniem było, by ta historia mówiła o czymś, co wyrasta poza naszą – tę namacalną i tę przyziemną – rzeczywistość, by była ekscytująca, a jednocześnie zahaczała tematycznie o magię tych świąt. Czy powiodła się ta sztuka twórcom projektu? Odpowiedź znajdziecie Drodzy Państwo po bliższym zapoznaniu się z „Christmas Eve And Other Stories”. A, że brzmi to wszystko uroczo, świątecznie i uroczyście,…zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję. Koniecznie!
Obok tradycyjnych polskich kolęd ta płyta jest u mnie od kilku lat również obowiązkową pozycją.
Polecam obejrzenie i wysłuchanie materiału znajdującego się pod tym linkiem:
https://www.youtube.com/watch?v=l8qhiWHU5Uc