Recenzja #27 Svann “Granica czerni i bieli”

SVANN „Granica czerni i bieli” 2003 Intech/Rock Serwis

W środowisku  muzycznym bratanie się muzyków z różnych  zasłużonych i cenionych grup w celu tworzenia  „nieformalnych związków” poza swoimi macierzystymi formacjami nie należy wcale do rzadkości; powstałe w ten sposób nowe twory zwykło określać się mianem supergrup. I jakkolwiek  by nie rozpatrywać przypadku grupy SVANN, to z taką właśnie rodzimą supergrupą mieliśmy do czynienia. Całe przedsięwzięcie to inicjatywa świetnego gitarzysty tej nietuzinkowej grupy, Szymona Brzezińskiego. Do współpracy w nowo utworzonym projekcie SVANN zaprosił osieroconych po rozpadzie ABRAXAS kolegów z sekcji instrumentalnej: perkusistę Mikołaja Matyska, basistę Rafała Ratajczaka oraz klawiszowca Marcina Błaszczyka. Zatem trzon nowej formacji stanowili byli muzycy ostatniego wcielenia ABRAXAS, a konkretnie 4/5 jego składu, choć chyba trafniej byłoby wskazać na  5/6 tej grupy, bowiem swój wkład w powstanie opisywanego albumu miał także kolejny muzyk kojarzony z tamtym szyldem, a mianowicie Łukasz Święch, który zapisał się jako współkompozytor jednego utworu a także wspomógł grupę w pracy studyjnej zajmując się miksem ścieżek wokalnych. To pierwsze świetne posunięcie lidera tego projektu; mając w składzie tak sprawdzonych, świetnie zgranych ze sobą i doskonale rozumiejących się ludzi mógł być spokojny o techniczną stronę przedsięwzięcia. Kolejnym znakomitym posunięciem było zaproszenie do współpracy dwóch znakomitych wokalistek: Anji Orthodox – doskonale już wówczas znanej na naszym muzycznym podwórku liderki zespołu CLOSTERKELLER oraz Kingi Bogdańskiej – nie znanej szerszej publiczności ale legitymującej się już epizodyczną, (ale jednak!) współpracą z zespołem ABRAXAS w jego schyłkowym stadium.

Niestety, jak zdecydowana większość tego typu projektów muzycznych także i ten okazał się krótkotrwałą efemerydą! Spuścizną po niej jest właśnie ten jeden jedyny zarejestrowany przez grupę materiał muzyczny nazwany bardzo wymownie i sugestywnie: „Granica czerni i bieli”. Rozszyfrowanie znaczenia tego tytułu może być w gruncie rzeczy łatwiejsze aniżeli mogłoby się to wydawać. Jesteśmy bowiem świadkami zespolenia dwóch rockowych światów: świata mrocznych gotyckich dźwięków, której reprezentantem jest Anja Orthodox – w tytule oznaczonego kolorem czarnym oraz świata pejzaży malowanych dźwiękami, czyli domeny reprezentantów rocka progresywnego/art rocka, jakimi bez wątpienia są członkowie ABRAXAS – w tytule symbolizującym kolor biały. Te z pozoru nie przystające do siebie światy miały jednak ze sobą coś wspólnego. Przede wszystkim pewien magiczny, ekscytująco – niepokojący „mrok”. Ale do tego spotkania rzeczywiście doszło na granicy czerni i bieli… O sferze instrumentalnej już wspomniałem – to 100% ABRAXAS, tyle że w nieco świeższej muzycznej otulinie. Anja zaś…. No właśnie, osoba Anji Orthodox nie pojawia się w tym projekcie przypadkowo, bowiem drogi muzyków ABRAXAS z wokalistka zbiegły się już na gruncie muzycznym kilka lat wcześniej; wówczas liderka CLOSTERKELLER zaśpiewała gościnnie w utworze „Spowiedź”, pochodzącym z płyty „99” spółki Brzeziński & Co. Na płycie „Granica czerni i bieli” jest autorką wszystkich tekstów – dodajmy: znakomitych, polskich tekstów! – które interpretuje i śpiewa… po swojemu, jak czyniła to od wielu lat w CLOSTERKELLER. W efekcie tej współpracy powstała bardzo oryginalna wypadkowa. Płyta nie ma ani jawnie artrockowego charakteru, ani też nie znajdziemy na niej – co również należy uznać za spore zaskoczenie – elementów charakterystycznych dla poletka uprawianego przez królową polskiej sceny gotyckiej,  niemniej jednak z nawiązką zaspokaja oczekiwania nie tylko zwolenników tych gatunków. Jeśli zestawić muzykę z tego albumu z muzyką z albumów ABRAXAS, zauważymy iż cechuje ją większa prostota; nie doszukamy się tutaj takiej złożoności i wielowątkowości kompozycji, co stanowiło niemalże podstawę programową tamtej grupy. W zamian za to materiał zyskuje na doskonałej dynamice, kapitalnym brzmieniu oraz niebywałej nośności zawartych tu kompozycji. Chyba nikt z jej twórców nie krył komercyjnych aspiracji związanych z wydaniem tej płyty – to po prostu niesłychanie zgrabnie zaaranżowane, z dbałością o najmniejsze detale piosenki mieszczące się w rockowej stylistyce. Nie oznacza to bynajmniej, że zespół zrobił zwrot w stronę pospolitości i co gorsza zrobił to z najniższych pobudek … Co to, to nie! O takim scenariuszu nie ma nawet mowy! Zespół skłania się tutaj raczej w stronę ostrości i ciężkości. Tak, takie brzmienia tutaj dominują! Niesłychana inwencja Szymona Brzezińskiego powoduje, że gitarowe riffy, jakie wychodzą spod jego palców, po prostu nokautują! Wszystko co stworzył na tym albumie, a w szczególności jego solówki gitarowe, riffy, podkłady oraz wszelkiego rodzaju smaczki brzmieniowo – harmoniczne, to raj dla ucha wytrawnego słuchacza! W dodatku ten materiał zaskakuje słuchacza jeszcze po wielokrotnym „uważnym” jego przesłuchaniu, gdyż co i rusz odkrywamy kolejne, nieodkryte wcześniej pokłady aranżacyjnego geniuszu jego twórców, a wszystkich tych smaczków doszukać możemy się w tzw. drugim planie .Nie sposób tego nie docenić – nie sposób się tym wszystkim nie zachwycić! Brzeziński, to centralna postać tego projektu co skutkuje także jego zaangażowaniem nie tylko w sferę muzyczną zespołu, gdyż oprócz głównego kompozytora materiału, pełni tutaj rolę: producenta, realizatora dźwięku, multiinstrumentalisty i znakomicie wywiązuje się z każdej z tych ról. Album przesiąknięty jest jego stylem, osobowością, jego muzyczną elokwencją i wrażliwością. Zresztą wszyscy biorący udział w tym przedsięwzięciu są świetni – bez wyjątku! Płyta niesamowicie zyskuje także dzięki zaangażowaniu wspomnianych już dwóch wokalistek. Chyba najpiękniej ta wokalna współpraca rozkwita w utworach w których panie podzieliły się obowiązkami wokalnymi w ten sposób, iż jedna z nich śpiewa zwrotki, a druga refreny, co dało bardzo ciekawy efekt końcowy.  A taki zabieg zastosowano m.in. w utworach: „Pan Cukierjan”; „Dotyk Nocy”; „Księżycowy” oraz „Książę”. Dodatkowo album niewiarygodnie zyskuje dzięki śmiałym rozwiązaniom dynamicznym, rytmicznym, aranżacyjnym , a także licznym zmianom nastroju. Pięknie rozwijający się i niezwykle transowy, w duchu gabrielowskich dokonań „Księżycowy” (to podobieństwo potęguje jeszcze wykorzystanie przez basistę grupy instrumentu Chapman stick, tak charakterystycznego dla Tony Levina) oraz wykorzystanie w nim pojawiających się gdzieś na drugim planie dud podhalańskich, dodaje tej kompozycji jakiejś niezwykłej, mistycznej aury. Nie wypada także nie zwrócić uwagi na rewelacyjny klawiszowy, arabizujący motyw, jaki zespół funduje nam w „Dziś każdy może być idolem” (nie mniej powalający od tego, jakim kilka lat wcześniej uraczyła nas grupa O.N.A. w znakomitym „Nie chcę nigdy – babcia”), bo któż z nas nie uwielbia takich smaczków? Niespodzianek tu co nie miara!

Grupa SVANN niczym tytułowy i niedościgniony w swoim cukierniczym fachu „Pan Cukierjan” uradowała nasz zmysł słuchu, najwyższej próby muzycznym smakołykiem. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że tworzenie tych magicznych dźwięków nie wymagało od zespołu upuszczania sobie – wzorem cukierniczego mistrza – tego i owego… Ogromna szkoda, że to unikalne przedsięwzięcie, tak szybko uległo dematerializacji pozostawiając po sobie tylko jedną muzyczną wizytówkę z logo zespołu na jej kopercie. W tym składzie personalnym drzemał ogromny potencjał, ale to, czym mógł nas jeszcze uraczyć, gdyby kontynuował działalność pozostaje jedynie w sferze naszych domysłów i dociekań. Sama Anja Orthodox, krótko po premierze płyty przyznała, może nieco nieskromnie, ale zupełnie szczerze i – patrząc z perspektywy słuchacza – zupełnie obiektywnie: „(…)Tak, ja tam śpiewam. Ale nawet już nagrywając w studio nie zdawałam sobie sprawy, do jakiego kawałka piękna dokładam swoją cegiełkę (…).” Cóż tu dodać? Pomimo tego, iż nieczęsto podzielam zdanie kobiet w kwestiach ich preferencji muzycznych, tym razem nie śmiałbym z tą wypowiedzią polemizować, chociaż dorzucę do niej coś od siebie: Kilka wersów wyżej napisałem, że ton tej wypowiedzi zabrzmiał nieco nieskromnie, wszak była to refleksja jednego z członków grupy dotycząca jej dokonań, ale po głębszym namyśle stwierdzam, iż Anja Orthodox w tej wypowiedzi wykazała się jednak daleko posuniętą skromnością, bowiem  to do czego dołożyła swoją cegiełkę, to nie kawałek piękna ale ogromny kawał, by nie rzec: bezmiar piękna!

K.F.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *