Recenzja #4 Temple of the dog “Temple of the dog”

Recenzja #4

TEMPLE OF THE DOG-“Temple of the dog” (1991 A&M Records)

templeofthedog

Tuż po pojawieniu się koncepcji utworzenia tej rubryki, wytypowałem wstępnie kilkadziesiąt (ta liczba stale się rozrasta) pozycji z wykonawcami i płytami, które-według mojej subiektywnej oceny-znaleźć się powinny w tym zestawie. Oczywiście znalazło się tam także miejsce dla bohaterki niniejszej rozprawki; nie zakładałem jednak, iż zajmę się nią tak szybko…

Proszę mnie nie posądzać o koniunkturalizm ale faktem jest, iż decyzję o opisaniu tego albumu właśnie teraz przyśpieszyła informacja z jaką zetknąłem się kilka tygodni temu. Informacja dotyczyła tejże właśnie niesamowitej formacji i wynikało z niej, iż na 25-lecie wydania jedynej płyty TEMPLE OF THE DOG i zatytułowanej właśnie “Temple of the dog”, wydawca postanowił uczcić ten jubileusz wydając limitowane, rozszerzone wydanie tejże płyty! Premiera tego wydawnictwa odbyła się w dniu wczorajszym,tj.1 października 2016 r. Cóż ,wyjątkowa to okazja czemu nie mielibyśmy uczcić jej i my? Powspominajmy zatem …

Gdyby nie tragiczna data 19 marca 1990 roku, nie byłoby takiego tworu, jak TEMPLE OF THE DOG i nie byłoby zapewne także grupy … PEARL JAM! Tego właśnie dnia zmarł w wyniku przedawkowania heroiny Andrew Wood, wokalista świetnie zapowiadającej się i będącej już po wydaniu swojego debiutanckiego krążka grupy MOTHER LOVE BONE! W zespole tym grało dwóch późniejszych członków PEARL JAM-Jeff Ament i Stone Gossard. Tych dwóch muzyków we współpracy z Chrisem Cornellem i Mattem Cameronem z zespołu SOUNDGARDEN kierując się wewnętrzna potrzebą uczczenia pamięci zmarłego przyjaciela powołała do życia właśnie ten jednorazowy, efemeryczny projekt dla którego nazwę zaczerpnęli z tekstu autorstwa Andrew Wooda. Chodzi o utwór “Man of golden words”,który znalazł się na płycie grupy MOTHER LOVE BONE zatytułowanej “Apple. Dla twórców tego niecodziennego przedsięwzięcia miała to być forma uczczenia pamięci tragicznie zmarłego przyjaciela ale jednocześnie zamknięcie smutnego okresu żałoby po nim-swoistego rodzaju katharsis. Życie wciąż trwa, a ten kto rozdziera szaty nad przeszłością wyklucza się z jego głównego nurtu i nie ma wpływu na tworzenie nowej rzeczywistości, a to w prostej linii wiedzie do zabicia swojej artystycznej świadomości. Album “Temple of the dog” jest doskonałym przykładem odtworzenia atmosfery i brzmienia nagrań sprzed dwudziestu lat, które stanowiły kulminację kończącej się epoki wielkich odkryć ,innowacji i eksperymentów w muzyce rockowej. To zatem w sensie muzycznym, świadomy i radykalny zwrot muzyczny do początku lat 70-tych XX wieku, a może konkretnie do roku 1970? Być może jest to świadome nawiązanie przez muzyków tego projektu do tamtego czasu, aby na śmierć przyjaciela spojrzeć przez pryzmat tragicznego finału innego wielkiego muzyka z Seattle-Jimiego Hendrixa? Można doszukiwać się podobieństwa w wielu fragmentach z tej płyty(“Reach down”,”Pushing forward back”) do stylu gry grupy Jimi Hendrix Experience-doprawdy piękne to nawiązanie do najbardziej chlubnej rockowej tradycji! Możemy chwalić grę instrumentalistów ale solą tej płyty są bez dwóch zdań linie wokalne Chrisa Cornella! Właśnie na tym albumie pokazał pełnię swoich możliwości i umiejętności wokalnych! To rejony zarezerwowane naprawdę dla nielicznych! Można podziwiać nie tylko pełną paletę barw jego głosu, ale nade wszystko odbierać go jako element wyjątkowego wyrażania targanych nim emocji, żalu, niemocy i wszechogarniającej pustki! Istotne jest w tym przypadku to, iż odpowiedzialnym za teksty wszystkich utworów na płycie odpowiedzialny jest sam wokalista ,który przez pewien czas mieszkał wspólnie z Andy Woodem. Czuć w nich tę pustkę i rozpacz po stracie bliskiej osoby! Nader słyszalne jest to w utworze otwierającym ten niezwykły album, a mianowicie w kompozycji “Say Hello to heaven”,kiedy załamuje mu się głos … To nie próba uzyskania sztucznie wykreowanego efektu, to najprawdziwszy zapis emocji! Na szczególna uwagę zasługuje moim zdaniem wytypowany do promocji krążka i okraszony bardzo udanym videoclipem, utwór “Hunger strike”. Ta doskonała kompozycja pozwala nam rozkoszować się kolaboracją dwóch genialnych głosów: Chrisa Cornella i wspomagającego go, wówczas jeszcze szerzej nieznanego Eddie Veddera-przyszłego wokalistę Pearl Jam! Absolutna rewelacja! Nie sposób odmówić temu materiałowi autentyczności, tak jak nie sposób zarzucić samym muzykom przesadnego popadania w zadumę czy pompatyczność. Tak szczerze zapisanych emocji nie sposób skalkulować-to niemożliwe!

TEMPLE OF THE DOG, to jednorazowe przedsięwzięcie i jako takie nie mogłoby być powtórzone po raz kolejny; to kłóciłoby się z całą powagą tego przedsięwzięcia!

Poniżej znajduje się jeden z utworów pochodzący z tejże płyty!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *