Recenzja #6
PARADISE LOST-“Icon” (1993 Music For Nations)
Ostatnią dekadę ubiegłego stulecia, a zwłaszcza pierwszą jej połowę cechował niespotykany wcześniej (z wyjątkiem końca lat 60-tych i pocz.70-tych), ani później niezwykły urodzaj muzycznych wydawnictw, które krótko po zaistnieniu w fizycznej formie na muzycznym rynku wydawniczym, zyskiwały status ponadczasowych pereł szeroko rozumianej muzyki rockowej! Ograniczając się tylko do roku 1993 w którym to została wydana bohaterka niniejszej pracy, można z marszu podać choćby kilka diamentów: DEATH-“Individual thought patterns”, SEPULTURA-“Chaos A.D.”, CYNIC-“Focus”, CARCASS-“Heartwork”,LIFE OF AGONY-“River Runs Red”….
Fakt, iż wspomniany okres w głównej mierze dotyczył sceny mocno rockowej, a zwłaszcza ekstremalnej odmiany sceny metalowej nawet po tylu latach od ich premiery, wywołują niekłamany uśmiech zadowolenia na mojej facjacie, gdyż to świadczy o ich wyjątkowości i ponadczasowości! Ech, ależ to był piękny czas, który niestety już nie wróci! Ale cieszmy się, gdyż te wyjątkowe albumy każdorazowo odtwarzane w domowych zaciszach przywołują te przyjemne chwile i utwierdzają nas w przekonaniu, iż przetrwały próbę czasu i potwierdzają status nieprzemijających muzycznych doskonałości! Na muzycznym firmamencie rozgwieżdżonym muzycznymi perłami, jedną z kilku…świecących najprawdziwszym blaskiem jest właśnie album “Icon” grupy PARADISE LOST! Bezdyskusyjna perła 1993 roku! “Icon” pojawił się na rynku wydawniczym 30 września wspomnianego już we wstępie roku i bardzo szybko okazał się rewelacją w metalowym światku! Zespół na swojej czwartej już dużej płycie nie powrócił do chropowatego brzmienia jakie charakteryzowało pierwsze wydawnictwa, ani bezpośrednio nie kontynuował kierunku obranego na poprzedniczce “Shades of God”. Jednakowoż, mimo wyznaczenia zupełnie nowego kursu “Icon” wcale nie odcinał się od swych poprzedników. Klimatem powracał do “Gothic”, pod względem zaś formalnym kontynuował stylistykę zapoczątkowaną przez “Shades …”, bowiem już na niej zespół powoli wycofywał się z nurtu zwanego death/doom metalem, którego był czołowym przedstawicielem. Albumem “Icon” jedynie potwierdził słuszność raz podjętej decyzji, chociaż oczywiście nie do końca zrezygnował z doomowych klimatów. Pozostał na szczęście ten sam ogromny ładunek emocji; główna w tym zasługa gitarzysty Gregora Mackintosha. To właśnie jego interesujące solówki gitarowe nadają ton całości -to właśnie one budują nastrój niesamowitości! O monotonii, tak charakterystycznej dla zespołów doom metalowych możemy zapomnieć! Wiele się tutaj dzieje, sporo zmian tempa, dodatkowych smaczków, jak chociażby wykorzystanie klawiszy w “Deus Misereatur” i”Dying Freedom”,gitary akustycznej w “Christendom “czy “Dying Freedom” właśnie, czy tez głosu żeńskiego w “Christendom”. PARADISE LOST pokazuje na tym albumie trochę inną twarz od dotychczas znanej ale żadnego zwolennika mocnego grania nie zawiedzie-o to można być spokojnym!
Zwykło się mówić w odniesieniu do albumu “Icon”, iż to pierwszy w pełni dojrzały manifest tego właściwego stylu grupy. Coś w tym jest…PARADISE LOST jest cały czas zespołem o ewolucyjnym charakterze, cały czas poszukującym, nie bojącym się zmieniać swojej-wydawałoby się-raz obranej ścieżki. Gdyby nie prezentowali takiego podejścia, zapewne nie powstałaby taka płyta, jaką jest “Icon”! Z tego samego powodu nie powinny dziwić nierzadko sprzeczne opinie na temat ich twórczości. Najbardziej kontrowersyjnym w tamtym czasie elementem ewolucji zespołu był głos Nicka Holmesa. Z płyty na płytę ten sympatyczny koleżka odkrywał, że poza wydobywaniem z siebie niedźwiedzich ryków, potrafi także nieźle śpiewać czystym ale na szczęście dalekim od popowej maniery, naturalnym głosem. Ta decyzja naraziła go na-skądinąd słuszne-porównania do Jamesa Hetfielda z okolic”Czarnego Albumu”. Podobieństwo to jednak bardziej wynika ze sposobu interpretacji i barwy głosu aniżeli ślepego naśladownictwa. Na wokalu nie kończą się jednak porównania do Metalliki. W samej warstwie muzycznej także możemy wyczuć coś z potężnego brzmienia bestsellerowego dzieła Amerykanów. Nie ma jednak mowy o żadnym ślepym naśladownictwie, gdyż w większości nagrań czuje się piętno silnej indywidualności. Przy “Icon” PARADISE LOST mniej sięgał do swoich muzycznych autorytetów, a sam zaczął wytyczać ścieżki innym! Zmiany były nadto zauważalne… Odeszły bezpowrotnie; garażowy klimat ,deathdoom metalowe naleciałości oraz przytłaczający brud. Kompozycje stały się bardziej przejrzyste i …piosenkowe! Tak, tak, tym razem zespół postawił na krótsze struktury oparte na utworach zwrotkowo-refrenowych! Okazało się, iż poza zamiłowaniem do ciężkiej muzyki, panowie mają talent do układania świetnych, wpadających szybko w ucho melodii-bez słodzenia, banalnego patetyzmu i nieznośnego smęcenia! Muzyka zyskała także bardziej mroczny aniżeli dotychczas klimat. Już otwierający album utwór “Embers Fire”, który ujmuje słuchacza pięknym, tajemniczym i mrocznym wstępem z narastającym w dalszej jego części tempem i okraszony świetna solówką, nie pozostawi nas obojętnym na swoje piękno! A zaraz po nim, bez chwili oddechu (dosłownie, gdyż te utwory są ze sobą połączone),dostajemy kolejną nieziemska petardę w postaci nieprzyzwoicie melodyjnego ale zarazem niezmiennie tajemniczego “Remembrance” ze wspaniałą melodią w refrenie i równie wspaniałą solówką Grega w końcówce utworu, a to dopiero początek płyty! W dalszej części albumu znajdziemy energiczny “Widow”, rytmiczne i ciężkie “Joys of emptiness”,”Colossal rains”, postsabbathowe “Forging sympathy” oraz “Shallow seasons” , zabójczy”Poison”, rewelacyjny “True belief”. “Icon”, to prawdziwa kopalnia hitów, gotycko-metalowych hitów, bo przecież po dziś dzień ten album, to”ikona” gotyckiego, melodyjnego metalu! Po tym albumie panowie faktycznie awansowali do metalowej ekstraklasy! I słusznie! PARADISE LOST stworzył prawdziwą muzyczną ikonę-nie tylko wspaniałą wizytówkę własnej twórczości, ale także kwintesencję tego co uwielbiam w muzyce: doskonałe połączenie melodii i ciężaru, mnóstwo energii, ciętych riffów, bez smucenia i pretensjonalnego patetyzmu! Album nietknięty zębem czasu! Przymiotnik “utracony” w nazwie zespołu, nijak się ma do statusu grupy po wydaniu tej płyty, bowiem za przyczyną “Icon” PARADISE LOST nie tylko obronił dotychczasowe, zajęte wcześniej przyczółki ale pozyskał nowe, odległe i zarezerwowane dla gigantów muzyczne obszary wyjęte wcześniej spod ich jurysdykcji! Tę “Ikonę” powinien posiadać każdy, kto mieni się miłośnikiem Muzyki!
Poniżej znajduje się jeden z utworów pochodzący z tejże płyty