Recenzja #8 ARK “Burn the sun”

ARK – “Burn the sun” (2001 InsideOut Music)

514jpv57bml

Moje pierwsze spotkanie nie tylko z muzyką ale również z nazwą ARK miało miejsce pewnej wiosennej nocy A.D.2001,a zawdzięczam tę znajomość niezłomnemu krzewicielowi na ziemiach polskich kultury muzycznej najwyższych lotów – Piotrowi Kosińskiemu. Otóż w jednej z jego cyklicznych audycji radiowych zatytułowanych „Noc Muzycznych Pejzaży”, krótko po premierze drugiego krążka taj norweskiej formacji, zatytułowanego „Burn the Sun”, zostały we wspomnianej wyżej audycji wyemitowane przez prowadzącego dwa utwory z tego właśnie albumu: „Heal the waters” i „Missing You” – w kolejności pierwszy i ostatni utwór znajdujący się na płycie. Moc rażenia tych utworów była mnie tak powalająca, iż ciężko było otrząsnąć się z szoku wywołanego ich prezentacją! Totalny odlot! Od tego wydarzenia mój muzyczny świat już nie był taki, jak jeszcze chwilę wcześniej, uległ bowiem głębokiemu przewartościowaniu! Kiedy wydawało się, iż mój muzyczny Panteon jest już szczelnie wypełniony nazwami i wykonawcami, których pozycja jest niekwestionowana i na wieki wieków niezagrożona, oto pojawia się znienacka młody wilczek i przestawia po kątach starych wyjadaczy, zmierzając pewnie na tron – po swoje! Naprawdę, wrażenie było niesamowite!

Chcąc podeprzeć się autorytetem wspomnianego Piotra Kosińskiego i jednocześnie nie przekłamać sensu jego wypowiedzi dotyczących prezentowanych utworów zespołu ARK, zmuszony zostałem do odszukania w najgłębszych czeluściach piwnicznych kasety magnetofonowej z zapisem tamtej audycji  sprzed ponad 15 lat – takie były czasy! Cytacik z Mistrza Piotra, bardzo proszę (komentarz po prezentacji pierwszego z utworów): „No, to był niezły grzmot, jak sądzę ,grupa ARK z Norwegii! To ich drugi album, który niedawno ukazał się na rynku, nazywa się „Burn the Sun” i robi olbrzymie wrażenie!”; zaś przed emisją drugiego ze wspomnianych utworów ,„Missing You” dodał krótko, aczkolwiek treściwie: „To moim zdaniem, rzecz absolutnie niezwykła!” Czyż trzeba jeszcze cokolwiek w tym momencie dodawać?  Tyle od Mistrza Kosińskiego, my zaś przejdźmy do meritum – do muzyki zespołu!

Już sam skład grupy, to temat na dłuższą opowieść, a wymienienie wszystkich grup i projektów muzycznych w których udzielali się członkowie zespołu zajęłoby tyle miejsca ile ta recenzyjka! To prawdziwy dream – team! Wspomnę tylko,iż 4/5 składu grupy miało już wówczas na koncie współpracę z wirtuozem gitary, Yngwie Malmsteenem, zaś Tore Ostby dowodził jeszcze kilka lat wcześniej bardzo wyróżniającą się i oryginalną na metalowej scenie grupą Conception! Mamy zatem do czynienia z prawdziwymi wirtuozami swoich instrumentów. Ta niesłychana wręcz biegłość instrumentalistów to bodaj pierwsza rzecz, jaka rzuca się w uszy przy odpaleniu tego wyśmienitego krążka!  Już króciuteńkie intro na bębnach Johna Macaluso w otwierającym album „Heal the Walters” robi niemałe wrażenie. Facet gra z taką finezją, precyzją i techniką, iż nie sposób nie umieścić go z miejsca na liście swoich ulubionych perkusistów! To samo można powiedzieć o jego partnerze z sekcji rytmicznej Randy Covenie, który przy pomocy swojego bezprogowego basu tworzy tak niesamowity i jedyny w swoim rodzaju podkład. Myliłby się jednak ten,kto sądzi, iż rolą basisty jest kurczowe towarzyszenie podkładom perkusyjnym, jak ma to miejsce w przeważającej większości zespołów rockowych;ten facet swoją grą czaruje słuchacza,tworzy jakieś zupełnie odrealnione podkłady muzyczne,nie stroni od – zawsze jednak mega ciekawych – solówek,bardzo często jego instrument wiedzie przewodnią rolę,jak choćby w „Waking hour”czy niesamowitym „Missing You”. To zdecydowanie nie jest muzyk drugiego planu. Zreszta w grupie ARK takowych nie znajdziemy – tutaj wszyscy członkowie tworzą jeden bezbłędnie funkcjonujący muzyczny organizm! Tore Ostby, ojciec chrzestny całego projektu,to zdecydowanie jeden z najzdolniejszych i najoryginalniejszych gitarzystów młodego wówczas pokolenia metalowego światka o niespotykanej wręcz fantazji, niezbędnej w tworzeniu własnego, natychmiast rozpoznawalnego stylu – on to wszystko posiada! Jego zamiłowanie do muzycznej kultury z rejonu Półwyspu Iberyjskiego, które zauważalne było już od debiutanckiego albumu jego Conception, tutaj także przyniosło fenomenalny efekt w postaci utworu „Just a Little” – czy po wysłuchaniu takiego utworu znajdzie się jeszcze ktoś obojętny na zademonstrowane tutaj piękno muzyki flamenco?

Czy można się dziwić, że po tym co zademonstrował na tym albumie wokalista Jorn Lande, był tak rozchwytywanym w rockowym świecie? Ilość projektów w których wziął potem udział jest wręcz zdumiewająca! Na albumie „Burn the sun” osiągnął bodaj apogeum swojego wokalnego geniuszu. Otrzymujemy tutaj pełne spektrum wokalnych barw oraz emocji w niespotykanej skali i stopniu zróżnicowania – arcydzieło sztuki wokalnej! Przykładem zaś niecodziennego w muzyce potraktowania instrumentu, jakim są struny głosowe niech będzie fragment utworu „Torn” w którym możemy posłuchać swoistej…solówki wokalnej! Tak, tak, nie wiem czy takie było założenie twórców ale brzmi to w taki sposób, jakby została ona wpleciona w mniejsze zarezerwowane dla solówki gitarowej – kosmos po prostu! To także kolejny przykład na to,w jaki niekonwencjonalny sposób muzycy grupy ARK podchodzą do komponowania swoich utworów,ich fantazja muzyczna niejednokrotnie rozpoczyna się dopiero tam,gdzie kończy wyobraźnia muzyczna gromady innych twórców!

Każda z 11 kompozycji zawartych na tym krążku, to małe arcydzieło! I nieważne czy będzie to zal niespełnionej miłości w przecudnej urody zamykającej całość kompozycji „Misssing You”,czy też pytanie skierowane do Stwórcy, o nasze miejsce w świecie w utworze „Heal the Waters” czy też po prostu przebudzenie się do nowego życia w „Resurrection”,czy … W każdej z zamieszczonych na tym albumie kompozycji, muzycy ARK zawarli dramatyzm zaklęty w niespotykanych muzycznych formach, które nie pozwalają pozostawać obojętnym na te dźwięki!  Każda z nich wyraża inne emocje,daje pokaz niezwykłej elastyczności grupy i świadczy o niemożliwości zakwalifikowania jej do ściśle określonej estetyki – muzyka Ark wymyka się wszelkim podziałom i definicjom.

Na tym albumie jest wszystko co kocham w muzyce: przemyślane, zagrane z ogromnym polotem i finezją utwory, progresja pomieszana z drapieżnym hard rockiem i metalem,doskonały wokalista i wiele, wiele więcej! Nie sposób nie wspomnieć także o rewelacyjnej,dopieszczonej w najdrobniejszych szczegółach produkcji płyty za którą odpowiedzialny był swietnie znany na metalowym podwórku producent muzyczny, Tommy Newton! To po prostu producencki brylant!

Grupy ARK nie da się porównać do jakiejkolwiek innej działającej współcześnie czy też w przeszłości – to ewenement na światową skalę! To muzyczny geniusz w najczystszej formie! Ma w swoim dorobku tylko dwa albumy studyjne i aż dwa arcydzieła zarazem! Jaka daje nam to średnią? Niestety zespół dokonał żywota w niewyjaśnionych okolicznościach, które tym bardziej dziwią, iż z doniesień prasowych datowanych na lipiec 2002 roku można było się dowiedzieć, że muzycy grupy udali się do Nowego Yorku, by w tamtejszych studiach pracować nad następcą genialnego „Burn the sun”. Ogromna szkoda i jeszcze większy smutek i żal ale fani nie tracą nadziei, że jeszcze kiedyś grupa się odrodzi i po raz kolejny przesunie granice muzycznej percepcji! Nazywajcie sobie twórczość tego niesamowitego zespołu, jak chcecie, twórzcie nowe szufladki, gatunki, podgatunki,…dla mnie, skromnego zjadacza chleba powszedniego i miłośnika muzyki „Burn the sun” jest i na wiek wieków pozostanie arcydziełem – DZIEŁEM KOMPLETNYM! Com napisał, napisałem i zdania nie zmienię! Amen!

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *