
QUIDAM – “Alone Together” ; 2007 Rock – Serwis Publishing
Ten album już zawsze będzie kojarzył mi się z … Beksińskim. Zdzisławem Beksińskim, żeby nie było żadnych wątpliwości. Z czego wynikało to skojarzenie? Otóż zanim zapoznałem się z zawartością muzyczną tego wydawnictwa, jako pierwszy zadziałał bodziec wzrokowy. Autorstwo zdobiącego kopertę „Alone Together” obrazu, przypisałem z marszu właśnie temu artyście. Pomyłka nie wchodziła w grę. Przyglądając się uważnie (i z lubością) dziełu zdobiącemu okładkę tego albumu, a z czasem (po zagłębieniu się w jego warstwę liryczną) odkrywając, iż nie ma na nim (zgodnie zresztą z mało budującym ale, co tu ukrywać, będącym przecież synonimem współczesnych czasów tytułem „Samotni Razem”) ani jednego optymistycznego utworu, tym bardziej skłonny byłem przypisać jego autorstwo zmarłemu w 2005 r. artyście. Dostrzegłem na tym obrazie wątki stanowiące czytelne odniesienia do życia naszego wybitnego postsurrealisty; rodzina Beksińskich była także trzyosobowa, a każdy z jej członków, mimo wspólnotowego jej charakteru, tak naprawdę egzystował w zupełnie odmiennej przestrzeni, innym wymiarze. Także tytuł „Samotni Razem” zdawał się wręcz idealnie odpowiadać jego sposób postrzegania ludzkiej egzystencji, jako formy zorganizowanej zbiorowości, która była mu zupełnie obca i która kompletnie go, jako introwertyka nie interesowała. Spokoju nie dawała mi tylko jedna myśl: dlaczego nigdy wcześniej nie widziałem tego obrazu Mistrza z Sanoka? Odpowiedzi na to pytanie udzieliła mi informacja zamieszczona w dołączonej do wydawnictwa książeczce. Obraz, którego autorstwo przypisałem Beksińskiemu, to dzieło młodego polskiego artysty Michała Florczaka. Znakomite dzieło, panie Michale!
„Alone Together”, to druga płyta zarejestrowana przez zespół z wokalistą Bartkiem Kossowiczem. Markę i rozpoznawalność w środowisku wyrobił sobie biorąc udział we wcześniejszej sesji nagraniowej, będącej jego debiutem w barwach inowrocławskiej załogi (album „SurREvival” z roku 2005), zaś na opisywanym krążku, jedynie potwierdził swoją wokalną klasę odciskając na nim znacząco i dobitnie swoje piętno, biorąc na siebie (wspólnie z Martą Nowosielską) odpowiedzialność za stworzenie warstwy słownej do wszystkich kompozycji, jakie trafiły na ten krążek. Z taką barwą głosu, doskonałym warsztatem wokalnym i świetnie opanowanym angielskim akcentem doskonale pasuje do prezentowanego przez Quidam bajkowego świata dźwięków, zaś wyobraźnia i znakomite umiejętności interpretacyjne jedynie dopełniają obrazu tej nietuzinkowej postaci na naszej art/prog rockowej scenie. „SurREvical” mógł nieco zaskoczyć sympatyków dokonań tej grupy. Ja odbieram ten materiał, jako próbę poszukiwania na siebie nowego pomysłu, nowej formuły (udanej lecz jeszcze nie do końca przekonującej, zwłaszcza sympatyków tęskniących za poprzednim wcieleniem grupy), który można, a nawet należy postrzegać w kategoriach nowego startu – nowego rozdania. W moim odczuciu okazał się być zaledwie namiastką tego, czego mogliśmy się spodziewać i oczekiwać od zespołu tej klasy w przyszłości. I właśnie „Alone Together” jest tego najlepszym dowodem. To już absolutne wyżyny. Tym albumem Quidam – w moim subiektywnym rzecz jasna odczuciu – zostawił w tyle nie tylko swoje wcześniejsze dokonania ale i zatrząś w posadach całą ówczesną (nie tylko rodzimą) progresywno – rockową konkurencją. Materiałem tym grupa, zapewne zupełnie świadomie, skraca dystans do fanów pierwszego wcielenia grupy, czego potwierdzeniem zdaje się być gościnny udział pierwszej wokalistki grupy, Emilii Nazaruk (zwolennikom grupy zapewne bardziej kojarzonej z panieńskiego nazwiska, Derkowska). Muzycy z organu założycielskiego grupy nie zapomnieli na szczęście, iż w tamtym czasie wokalne obowiązki w zespole w pełnym wymiarze (jako pełnoprawnego członka grupy) należały już do „tego nowego”, wspomnianego Bartka Kossowicza, stąd też obecność Emilii ograniczyła się do niemalże czysto symbolicznego udziału w utworze „Kinds Of Solitude At Night”. Usłyszymy ją tam w roli głosu wspomagającego pierwszego wokalistę, zaś efekt finalny, zgodnie z założeniami, okazał się znakomity! Ten smaczek nie wyczerpuje na szczęście udziału pierwiastka kobiecego na tym albumie. Kolejną reprezentantką płci pięknej mającej niezaprzeczalny wpływ na efekt końcowy, skumulowany pod jednym wspólnym hasłem: „Alone Together”, jest wspomniana już przeze mnie Marta Nowosielska. Jako przyjaciółka grupy ma swój znaczący udział w tym muzycznym przedsięwzięciu, daje się poznać, jako współautorka tekstów oraz pomysłodawczyni bardzo ciekawej koncepcji – swoistej gry słownej. Sprytna owa konstrukcja polega na tym, że tytuły utworów czytane, bądź zestawione kolejno ze sobą utworzą (dopełniającą pełen odbiór tego wyjątkowego wydawnictwa) swoistą sentencję – oto moja jej interpretacja: „Różne oblicza samotności dają się uchwycić nocną porą w postaci emocjonalnych barw. Ich powstawanie ma przypominać nam te iluzje i złudzenia, które utraciliśmy, a które pewnego dnia odnajdziemy, ponieważ jesteśmy samotni razem”. Nie koniec jednak na tym, gdyż w ramach pewnego rozszerzenia tej myśli otrzymujemy jeszcze jakże krzepiące postscriptum: „Ale potrafimy być silni we wspólnocie”. Czy wiedząc już to wszystko i łącząc te elementy w jedną całość, ktoś ma jeszcze wątpliwości, że mamy do czynienia z dziełem kompletnym? Wspomniałem wcześniej o braku optymizmu w tekstach? Ciekawy tworzy to kontrast z wykreowaną przez zespół wyśmienitą warstwę muzyczną, pełną przestrzeni wypełnioną po brzegi pięknymi, łagodnymi brzmieniami o bogatej i bardzo urozmaiconej fakturze dźwiękowej, pełnej nienachalnej melancholijnej subtelności. Muzycy tworzą na tym albumie piękne muzyczne pejzaże, jakie na gruncie malarskim, uchwycić mogliby jedynie najwybitniejsi w dziejach impresjoniści. No cóż, rozpocząłem od przywołania na tych kartach osoby naszego wielkiego współczesnego malarza i jakoś ciężko mi uciec od tych skojarzeń z mistrzami pędzla. Zatoczę zatem koło i na zakończenie raz jeszcze przywołam postać sanockiego artysty.
Beksiński, który znany był ze swojej perfekcji, rozpracowywał podobno każdy cm3 obrazu, zaś przez lupę oglądał ślady po pędzlu. Tak jego styl pracy charakteryzował naoczny świadek poczynań artysty i zarazem jego przyjaciel, doskonale znany nie tylko w Polsce ale i na świecie śpiewak operowy, Wiesław Ochman. Podobnie zdawali się pojmować swój artystyczny przekaz muzycy Quidam. Każdy element na jaki złożył się „Alone Together”, został dopieszczony do granic możliwości, każdy muzyczny niuans ma tutaj swoje uzasadnione miejsce i doskonale wybrzmiewa w równie perfekcyjnie zorganizowanej wokół niego muzycznej przestrzeni. Znakomite, klarowne ,przestrzenne ale i niezwykle czytelne i soczyste brzmienie, jakie uzyskano na tym albumie, tylko wzmacnia w słuchaczu przyjemność, jakiej doświadcza w trakcie obcowania z tym materiałem. Można się zatem upajać nim do woli. Czy byłaby w stanie zauroczyć także samego Beksińskiego, gdyby doczekał czasu jej ukazania się na rynku wydawniczym? Być może, wszak zainteresowani zarówno jego twórczością, jak i muzyką wiedzą , iż ze wszystkich form sztuki to nie malarstwo ale właśnie muzykę uwielbiał najbardziej; i to do tego stopnia, że nie mógł się bez niej obejść podczas malowania obrazów.
Podobno ze wszystkich wydawnictw, jakie ukazały się pod szyldem Quidam, to właśnie „Alone Together” sprzedało się w największym nakładzie. Cóż, jakoś specjalnie mnie to nie dziwi. Dziwią mnie natomiast wartości liczbowe, jakie za tym stoją. Innymi słowy: dlaczego te nakłady nie poszły w miliony sztuk? Polski wykonawca – klasa światowa! Czy nie dręczą Cię, Drogi Czytelniku w związku z tym wyrzuty sumienia? Odpowiedz sobie na to pytanie.
Recenzent: Karol F.