Cierpienie człowieka i wielkie miłosierdzie Boga
Dziś pragnę napisać kilka słów o wielkim i pełnym pokory człowieku jakim niewątpliwie jest ksiądz Mariusz Bernyś (ksiądz Mariusz przyjął święcenia kapłańskie w roku 1995, przed wstąpieniem do seminarium ukończył on filologię polską, zaś teologię studiował w Warszawie i Paryżu, gdzie obronił swą pracę doktorską: „ Miłosierdzie jako największy przymiot Boga w pismach św. Faustyny”). Na co dzień ten niesamowity człowiek jest kapelanem w ogromnym warszawskim szpitalu mieszczącym się przy ulicy Banacha. Ponadto jest on krzewicielem i czcicielem kultu Bożego Miłosierdzia. W udzielanych wywiadach, czy też napisanych książkach ( ksiądz Bernyś jest autorem książek oraz tomików poezji, między innymi „ Przyszedłem po miłosierdzie”, „Obraz, którego autorem jest sam Jezus”, „Kochankowie z oddziału intensywnej terapii”, „Wiersze o miłości i powołaniu”, „Potęga nadzieji” ) ten wyjątkowy człowiek często wspomina z jednej strony o niesamowitym cierpieniu i męczarniach pacjentów, z którymi spotyka się on na co dzień w szpitalu, z drugiej zaś strony o wielkim bożym Miłosierdziu i działaniu Bożej Opatrzności, która potrafi wyrwać człowieka w ostatnich chwilach życia z szatańskiego uścisku i skierować w stronę zbawienia. Już pierwszego dnia pracy w szpitalu Boża Opatrzność połączyła umierającego, niewierzącego pacjenta z księdzem Mariuszem, czego owocem było nawrócenie się człowieka na drogę zbawienia: „…Jego ciało dosłownie się rozkładało. Na widok potwornych ran i wnętrzności, które były na wierzchu, chciałem zemdleć. Hieronim leżał w pokoju sam, gdyż gnijące ciało wydzielało taki fetor, że nie można było wytrzymać. Kiedy wszedłem od razu mnie odrzuciło. Powiedział, że jest ateistą. Słysząc to, nawet się ucieszyłem, że nie będę musiał dłużej zostać. Wieczorem, kiedy miałem już wychodzić ze szpitala…coś mnie dosłownie wepchnęło do jego pokoju. Przypomniałem sobie, że w Dzienniczku św. Faustyny Jezus Miłosierny prosił, aby nad konającym odmawiać Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Odmawianie tej modlitwy z wiarą i ufnością daje gwarancję zbawienia tej osoby. …Zapytałem, czy mogę się przy nim pomodlić. Zgodził się. Odmawiałem całą modlitwę głośno…Kiedy mu wytłumaczyłem jej pochodzenie, powiedział, że chciałby się jej nauczyć… Powtarzaliśmy razem. Potem opowiadał mi jeszcze o swoim życiu. Nakłoniłem go do spowiedzi. Na drugi dzień umarł. Siostry, które wiedziały, że on nie wierzy w Boga, przyszły do kaplicy zapytać, co się stało z Hieronimem, bo on przez cały czas przed śmiercią nieustannie modlił się głośno tą koronką z różańcem w ręku…”
Ksiądz Mariusz zmaga się każdego dnia z zewsząd otaczającą go w szpitalu śmiercią, beznadzieją, rozpaczą, i strachem pacjentów przed tym, co nieuniknione („ Tylu chorych, tyle chorób, z którymi po raz pierwszy w życiu się spotykam… To labirynt, który mnie przerasta”– pisze ksiądz Bernyś). Niemal każdego dnia ksiądz Mariusz staje przed ogromem trudnych i niedających się przewidzieć szpitalnych zdarzeń i czyni co w jego mocy, by znajdujący się tam pacjenci nie tracili wiary, nadzieji i siły do walki z chorobą, która stała się ich udziałem. Zdaje on sobie doskonale sprawę, że ze śmiercią nie można się oswoić, zwłaszcza w sytuacji, gdy ludzie w kwiecie wieku są skazani na wyrok, od którego nie ma już ucieczki („…Lękam się tego ciągłego obcowania ze śmiercią, a Jezus w ciszy serca pociesza mnie i sam prowadzi…”).
Jego postawa- pełna pokory i chęci niesienia wsparcia i pomocy drugiemu człowiekowi, niech będzie i dla nas zachętą i mobilizacją do tego, by nie bać się wyciągnąć w stronę potrzebującego człowieka pomocnej dłoni.
Gratulacje za ten artykuł !!!
Przeczytałam jedną z książek tego księdza i rzeczywiści jest to człowiek z ogromną wiarą i miłością do drugiego człowieka.