Krajobraz po strajku
Kilkanaście godzin temu zakończył się (rozpoczęty 8 kwietnia) strajk zorganizowany przez ZNP (Związek Nauczycielstwa Polskiego), FZZ (Forum Związków Zawodowych), oświatową Solidarność oraz nauczycieli niezrzeszonych. ZNP oszacowało, że w strajku wzięło udział około trzy czwarte szkół i przedszkoli (według MEN strajkujących placówek było około pięćdziesiąt procent). Strajkującym nauczycielom według pani Anny Zalewskiej (minister edukacji) nie należy się wynagrodzenie. I w tenże sposób za każdy dzień protestu nauczyciel dyplomowany stracił około 165 zł, zaś nauczyciel mianowany około 140 zł. Pomimo poważnych utrudnień udało się jednak przeprowadzić egzaminy uczniów III klas gimnazjalnych. Wydarzenia kilkunastu ostatnich dni niosą wiele pytań, na które ciężko znaleźć racjonalną i wyczerpującą temat odpowiedź. Przykładowo: Czy czas rozpoczęcia strajku był dobrze przemyślany i naprawdę odpowiedni? Czy uczniowie nie stali się przypadkiem przysłowiową kartą przetargową, dzięki której obecny rząd miał się ugiąć i spełnić wszelkie postulaty strajkujących? Czy przewodniczący ZNP reprezentuje faktycznie wyłącznie interes nauczycieli i jest człowiekiem bezstronnym politycznie (ciężko w to uwierzyć obserwując jego partyjną przeszłość czy obecność na marszach KOD-u i zjazdach Platformy Obywatelskiej gdzie dziękuje przewodniczącemu za zaproszenie– …Dziękuję panie Grzegorzu kochany…)? Jak określić pewne postawy strajkujących belfrów- intelektualistów, którzy w czasie protestu tworzyli szereg różnych przedstawień/występów ośmieszających partię rządzącą (szydercze teksty piosenek, wcielanie się w rolę krów czy świń rzekomo traktowanych lepiej od uczącej w szkole inteligencji)? Gdzie były wszelkiej maści związki zawodowe gdy poprzedni rząd (PO-PSL) zamykał szkoły ( w latach 2008-2014 zamknięto 1146 szkół!!!), zwalniał nauczycieli (około 45 tysięcy!!!) i na kilka lat zamroził jakiekolwiek podwyżki? Dlaczego pani minister edukacji nie reagowała wcześniej, skoro ponoć już od kilku miesięcy wiedziała o szykującym się strajku? Pewne jest to, że obecny system edukacji w naszym kraju wymaga bardzo konstruktywnych zmian, na których skorzystają uczniowie jak i nauczyciele. Nie można jednak w krótkim okresie czasu naprawić zaniedbań powstałych przez długie lata. Potrzebna jest długofalowa i przemyślana reforma wymagająca zarówno cierpliwości jak i współpracy wszystkich zainteresowanych rozwiązaniem problemu stron. Trzeba wypracować kompromis, a do tego konieczne jest obopólne poświęcenie gwarantujące końcowy sukces i zadowolenie. Pomysł stopniowych podwyżek pensji nauczycieli (do roku 2022 nauczyciel dyplomowany miałby zarabiać 8100 zł brutto, zaś każde wychowawstwo byłoby nagradzane dodatkiem 300 zł, a nie jak obecnie około 70 zł) przy jednoczesnym zwiększeniu pensum z 18 (praktycznie najmniejsza ilość godzin przy tablicy w całej UE!) do 24 godzin tygodniowo wydaje się być uczciwą i przemyślaną propozycją (oczywiście nie jedyną), z którą budżet państwa jest w stanie sobie poradzić. Jednak przede wszystkim należy zająć się pozafinansowym odbudowaniem systemu szkolnictwa w Polsce i wprowadzić szereg nowych pomysłów i rozwiązań przyczyniających się do wzrostu poziomu nauczania i satysfakcji uczniów, rodziców i nauczycieli. Są ku temu dobre warunki, potrzeba „tylko” konstruktywnego podejścia do problemu. A takim podejściem z pewnością nie jest używanie uczniów jako karty przetargowej do osiągnięcia własnych korzyści. Przecież to właśnie oni są w tym sporze najważniejsi, to oni stanowić będą w przyszłości filar naszego społeczeństwa. Nie wolno o tym zapominać!
Ł.J.