(Nie)spełnione postanowienia

 (Nie)spełnione postanowienia

Za nami już ponad połowa stycznia 2018 roku. Jak to mówią niektórzy: „Nowy rok, nowe możliwości”. I trzeba się z tym jak najbardziej zgodzić, gdyż wielkim błędem jest ograniczanie samego siebie i już na starcie budowanie wewnętrznego przekonania, że w tym czy innym przedsięwzięciu (zadaniu, dążeniu) na pewno nie dam sobie rady i polegnę! Takie myślenie podcina skrzydła, zabija marzenia i przyczynia się do niskiej samooceny. Gdzie więc jest w tym wszystkim haczyk? Otóż zasadniczym problemem ludzi kreujących sobie noworoczne postanowienia jest zbyt wysokie postawienie sobie poprzeczki, której- nie czarujmy się, nie da się przeskoczyć. Przykładowo: „ W tym roku postanowiłem/postanowiłam, że schudnę piętnaście kilogramów, przebiegnę tysiąc kilometrów, przejadę dwa tysiące na rowerze, trzy razy w tygodniu będę chodzić na siłownię, ponadto zero alkoholu i zero słodyczy. Oczywiście jeszcze zdobędę lepszą pracę i zmienię samochód!”. No jak to? Tylko tyle? Dlaczego tak wiele osób stawia sobie (w jak by nie patrzeć stosunkowo krótkim okresie czasu jakim jest rok) tak wygórowane postanowienia, które mogą się spełnić jedynie nielicznym jednostkom o nad wyraz potężnej sile samozaparcia i dążenia do celu. Zazwyczaj kończy się na tym, że „zawalamy” jedno postanowienie, potem tracimy zapał i chęć, bo nam nie idzie i wszystko wali się już w pierwszym, bądź drugim miesiącu. Przekładamy więc nasze postanowienia na kolejny rok, bo z jego początkiem motywacja jest największa, wierząc, że gdy znów zaczniemy od początku czeka nas murowany sukces. I tak mija miesiąc za miesiącem, rok za rokiem, a realizacja dążeń tkwi w tym samym punkcie, zaś my coraz bardziej tracimy wiarę we własne możliwości. Czy nie lepiej wyznawać zasadę tak zwanych małych kroczków i drążyć swe marzenia w nieco bardziej skromnym spektaklu postanowień? Przecież realizacja jednego postanowienia daje siłę i chęć do realizacji kolejnych, lecz gdy chcemy złapać kilka srok za ogon, zazwyczaj kończy się na niczym i trzeba obejść się ze smakiem i przełknąć gorycz porażki. Ponadto warto się zastanowić już przy planowaniu postanowień, czy są one w naszym zasięgu i czy nie kolidują z pracą, rodziną, studiami itp. Wtedy można bardziej trzeźwym okiem spojrzeć na siebie samego i swoje własne możliwości. Najważniejsze, by nie poddawać się zaraz na starcie, by nie odpuszczać gdy pojawią się pierwsze porażki i problemy. Sukces zawsze rodzi się w ogniu, pocie, krwi i poświęceniu. Nie wiem jak wy, ale ja nie znam innej drogi do realizacji swych marzeń. Wybierzcie właśnie tę drogę- ona smakuje najlepiej.

Ł.J.

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *