
Wewnętrzny zamęt szkodzi!
Wielkimi krokami zbliża się piękny, grudniowy czas Świąt Bożego Narodzenia. Prawie każdy z nas (przynajmniej tak mi się wydaje, a jeśli nie- to mam nadzieję, że większość) czeka na te chwile rodzinnych spotkań, powitań gości, miłej atmosfery czy wspólnego śpiewania kolęd… Tak, ten piękny czas, jak co roku szybko przychodzi i niestety szybko również przemija, lecz naszym zadaniem jest, aby pozostały piękne wspomnienia, którymi karmić się będziemy przez cały kolejny rok, aż do następnych świąt. Ważną rzeczą jest bowiem szukanie radości i pokoju wszędzie tam, gdzie tylko jest to możliwe i osiągalne, a jeszcze ważniejsze jest dążenie do kompromisów i budowanie szeroko pojętej zgody- a wszystko po to, by każdy czuł się niejako usatysfakcjonowany. Nie inaczej ma się sprawa z nami-katolikami. W tych trudnych czasach odkrywania brudów, medialnych nagonek, panoszącego się braku szacunku dla instytucji kościoła i jej wyznawców- powinniśmy się trzymać razem i wspólnymi siłami wzmacniać fundament naszej wiary, której postacią nadrzędną jest wszechmogący Bóg, a nie grzeszny człowiek (dlatego uważam, że jeżeli osoba nazywająca siebie katolikiem postanawia zerwać z kościołem z powodu wewnętrznych kryzysów spowodowanych przykładowo przez upadającego kapłana, powinna zadać sobie pytanie: Dla kogo modlisz się i uczęszczasz na mszę świętą? Dla własnego dobra, po to aby o tobie dobrze mówiono? A gdzie w tym wszystkim jest Bóg? Nie sądźmy, a nie będziemy sądzeni… ale to temat na zupełnie inną i bardziej rozbudowaną rozprawę tematyczną!).
Gdy pewnego dnia idąc ulicą zobaczyłem plakat na tablicy ogłoszeń znajdującej się w pobliżu przystanku autobusowego, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. „Komunia święta na rękę jest większym grzechem niż aborcja”– św. Matka Teresa z Kalkuty. Taki właśnie tekst, zapewne zagorzałego „katola” zawisł w miejscu publicznym i ogólnie dostępnym dla każdego obywatela. Warto tutaj wspomnieć, że nie znaleziono dowodów, na takie słowa z ust Matki Teresy, ale skoro była okazja aby narobić zamętu i wbić kij w mrowisko, to dlaczego nie użyć osoby uznanej za świętą, prawda? I w ten właśnie piękny sposób Kościół katolicki niszczony jest od zewnątrz (przez pseudo-postępowców) oraz od wewnątrz (przez nas samych, szukających problemów tam, gdzie tak naprawdę ich nie ma). Zamiast budować jedność i wspólnotę, zamiast cieszyć się z każdego przystępującego do Eucharystii katolika, pojawił się rozłam i totalnie oderwane od rzeczywistości fakty agresorów zbulwersowanych taką postawą idących ku ołtarzowi ludzi. A pamiętacie może drodzy „sędziowie” od ilu to lat święty Jan Paweł II udzielał komunii świętej na rękę każdemu, kto tylko taką postawę przyjmował w trakcie przekazywania Ciała Chrystusa? Czy kiedykolwiek z ust papieża Polaka padły słowa potępiające taką postawę? (Już nie wspomnę, co w niektórych parafiach wyprawiają księża i jakich epitetów używają wobec osób praktykujących taką postawę…). Idealną ripostę wszelkim „krzykaczom” niesie papież Benedykt XVI w swej książce pt. „Służyć prawdzie”: „…Jak przyjmować Komunię świętą? Klęcząc czy stojąc? Na rękę czy do ust? Naprzód trzeba powiedzieć, że obydwa sposoby są dopuszczalne. Może ktoś zapytać: czy tolerancja jest tu na miejscu? Otóż wiemy, że aż do IX wieku Komunię św. przyjmowano stojąco, do ręki, co nie znaczy, że tak miało pozostać na wieki. Albowiem piękno i wielkość Kościoła polega na tym, że rośnie, dojrzewa i Tajemnicę pojmuje coraz to głębiej. W tym sensie nowe formy powstające po IX wieku mają jako wyraz czci dla Najświętszego Sakramentu swe pełne uzasadnienie. Z drugiej strony musimy jednak powiedzieć, że jest rzeczą niemożliwą, aby Kościół do IX wieku, więc przez 900 lat przyjmował Eucharystię niegodnie. Czytając teksty Ojców Kościoła, widzimy, z jaką czcią i gorącością ducha przyjmowano Komunię. U św. Cyryla — IV wiek — znajdujemy szczególnie piękny tekst. Mówi on w swej katechezie, jak wierni mają przystępować do Komunii świętej. Zbliżając się do ołtarza mają kłaść prawą rękę na lewą, aby w ten sposób obie dłonie utworzyły tron i krzyż zarazem dla Króla. Cyrylowi chodzi o ten symboliczny wyraz pełen piękna i głębi: ręce człowieka tworzą krzyż, który staje się tronem dla zstępującego Pana. Wyciągnięta, otwarta ręka staje się znakiem postawy człowieka wobec Chrystusa: człowiek roztwiera przed Nim szeroko swe ręce. Zważywszy to wszystko, dochodzimy do przekonania, że jest rzeczą fałszywą spierać się o tę lub ową formę. Nie powinniśmy zapominać, że nie tylko nasze ręce są nieczyste, lecz także nasz język, nasze serce; że językiem grzeszymy często więcej niż rękoma. Największym ryzykiem podjętym przez Boga i równocześnie wyrazem Jego miłosiernej miłości jest to, że nie tylko ręce i język, lecz także i nasze serce może Go dotykać…”. No i co sądzicie na te słowa wy wszyscy, którzy jesteście tak bardzo zdruzgotani postawą pewnych ludzi w kościele? Naprawdę już najwyższy czas dać spokój z tą kwestią i zająć się umacnianiem pozycji Kościoła w dzisiejszym świecie. To jest obowiązkiem każdego i każdej z nas. Wszelkie wewnętrzne spory (szczególnie te, których naprawdę mogłoby nie być) z całą pewnością się do tego nie przysłużą. A przy okazji: Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia. Niechaj to będzie piękny czas dla wszystkich serc, umysłów, słów i czynów… Żyjmy w zgodzie!
Autor: Łukasz J.